środa, 28 listopada 2012

Postanowienie :)

Po pierwsze czuję się zoobowiązana przeprosić za moje milczenie... Cierpię na chwilowy brak weny, chociaż może nawet nie weny, co chęci do konczenia tego co zaczęłam. Ostatnio wzięłam się za kilka rzeczy, które ciągle czekają na dopracownie. Może fakt, że się do tego Wam przyznałam sprawi, że się trochę ogarnę i będzie mi wstyd nie dotrzymać obietnicy, którą Wam składam: w najblizszym tygodniu dokończę spódniczkę. Nie mogę się zebrać, żeby kupić materiał na podszewkę a bez niej ani rusz...  dobra, koniec wykrętów czas się wziąć do pracy ;). 


Druga kwestia to konkurs zorganizowany przez Kasię, ktorej jestem wierną czytelniczką ;)

http://alicjahandmade.blogspot.com/2012/11/dear-santa.html



Wystarczy, że wpiszecie swojego maila pod tym postem:
http://alicjahandmade.blogspot.com/2012/11/dear-santa.html
i będziecie mogli wziąć udział w losowaniu niespodzianki handmade. Fakt, że jest to bardzo zdolna osoba upewnia mnie, że warto wziąć w tym udział, nie wiedząc  nawet co jest nagrodą ;).

Pozdrawiam i postanawiam poprawę ;)

sobota, 27 października 2012

Bordowy- kolor jesieni

Bordowy... kiedyś uważałam, że jest nudny i przeznaczony raczej dla starszych. Taki ciemny, trochę bury a ja przecież od zawsze lubiłam wyraziste odcienie. Aż pewnego dnia po prostu wpadła mi ręce... Widziałam ją przecież nie raz, ale zawsze odkładam ją na bliżej nieokreśloną przyszłość :)





Przymierzyłam, rozmiar-super,  tylko ta znienawidzona długość- do polowy łydki. Jak kaczuszka- nóżki momentalnie stają się dwa razy krótsze niż są w rzeczywistości. W ostatnim czasie, coraz więcej spódnic tej długości na światowych wybiegach... o zgrozo. Oby się nie przyjęło. Chociaż z drugiej strony... moja Babcia będzie mogła znów poczuć się modna ;).
Też macie wrażenie, że strona wygląda niczym żywcem wyciągnięta sprzed 30 lat?




Biorąc pod uwagę fakt, że nie jestem fanką takiej długości zdecydowałam się na małą poprawkę :). Mogłam ją po prostu obciąć, ale wtedy byłaby trochę wąska i chyba nie układałaby się zbyt ładnie. Co więc zrobić, żeby nie stracić szerokości na dole, jednocześnie skracając trapezowy dół sukienki? Podciąć górę! :D 
Sukienka ma dwie części: top i spódnicę więc trzeba było rozpruć w łączeniu (którego na zdjęciach nie widać, pomimo moich usilnych prób ;) ). Po wewnętrznej stronie odrysowałam kształt, jaki chciałam uzyskać,     czyli wspomniany trapez ale o mniejszej wysokości. Górnemu brzegowi nadałam lekko zaokrągloną linię, dokładnie taką jaka była przed obcięciem. Wystarczyło wszystko pozszywać i ładnie obrzucić, żeby się nie strzępiło. I w ten prosty sposób moja szafa zyskała jedną sukienkę więcej i w dodatku w megamodnym kolorze ;). 


 Patrząc dzisiaj za okno stwierdzam, że wykorzystałam ostatni dzień jako-takiej pogody. Zdjęcia robiłam raptem przedwczoraj, w dodatku po parku biegałam w żakiecie, odkładając cienką kurtkę na ławkę. Dzisiaj już bym się na to nie odważyła ;). Gruby sweter, płaszcz, szalik... a to dopiero początek. Idę po gorącą herbatę, bo zmarzłam na samą myśl o śniegu, a Was zostawiam ze zdjęciami w jeszcze jesiennym klimacie ;).















Pozdrawiam ciepło :)

sobota, 20 października 2012

Ace'owa kąpiel

Katanka dawno temu należała do mojej młodszej siostry. Parę lat temu kupiłam sobie podobną, a że ja ją bardzo lubiłam, Mama stwierdziła, że siostra  też musi taką mieć ;). Jej przyjaźń z katanką nie była jednak tak trwała jak moja z moją kurtką. Swoją zakładam do tej pory i co ważne w niezmienionej postaci :). Uważam, że jest tak  fajna w swej prostocie, że jej nie ruszam :). Co innego ona...






Sponiewierana, przekładana z miejsce na miejsce, nie miała swojego miejsca w szafie... w końcu pod moją nieobecność trafiła do piwnicy z okrutnym zamiarem pozbycia się jej drogą dymną... Całe szczęście w porę udało mi się ją uratować z otchłani piecowego ognia ;). Do tej pory nie wiem jakim cudem ktoś mógł wrzucić ją do worka razem z wiekową  pościelą, która darła się we wszystkie możliwe strony ;).


Mimo przetarć, była dość ciemna więc stwierdziłam,  że kąpiel w cytrynowym ace wyjdzie jej na zdrowie... niestety mi na zdrowie nie wyszła, bo śmierdziało okrutnie i od razu ace'owe opary zaczęły mnie dusić.    Miska z miksturą wylądowała pod domem, a ja niczym w  reklamie airwavesa odetchnęłam świeżym powietrzem ;).   co jakiś czas przekręciłam kurtkę w gumowych rękawiczkach i po dwóch godzinach zaczęłam niekończący się proces płukania,  hektolitry wody przepłynęły a i tak smród został... po dwóch praniach jeszcze trochę ją czuć, ale myślę, że jeszcze z jedno czy dwa i pozbędę się go raz na zawsze :).

Żeby  nie było tak prosto i nudno ponaszywałam mnóstwo koralików- perełek, miałam  je z jakiegoś wisiorka i z bransoletki. Każdą pierdółkę naszywałam osobno więc zajęło mi to sporo czasu.






Jesień byłaby cudowna, gdyby było więcej takich słonecznych, ciepłych dni jak dziś :). Z przyjemnością wyszłyśmy na spacer do parku na małą sesję zdjęciową :).  To chyba ostatni moment na to, żeby założyć jensówkę w tym roku...












x.o.x.o.  :)

wtorek, 16 października 2012

Precz z plisami! :D


Nie wiem dlaczego, ale najlepiej pracuje mi się w nocy, w dzień nie chce mi się totalnie nic, tym bardziej jak widzę padający deszcz za oknem…. brrrrr… Tak wiec po przeleżeniu całego dnia na kanapie z komputerem na kolanach, o godzinie 22 stwierdziłam, że może bym coś poszyła… Wyciągnęłam maszynę i dobrałam się do mojego magicznego kuferka, który skrywa wszystkie czekające na swój czas materiały i ciuchy do przeróbki :) .
Znalazłam w nim spódnicę, chociaż „znalazłam” to może złe słowo, bo leżała na samym wierzchu z racji tego, że to był mój ostatni nabytek ;)
Kupiłam ją w secondhandzie, można by powiedzieć…. jak zwykle, pomijając garsonki od babci i bluzki z młodości mamy ;) . Gdy wzięłam ją do ręki wiedziałam jak ma wyglądać w niedalekiej przyszłości :) .







Aby zrobić z niej cokolwiek musiałam rozebrać ją na części pierwsze. Odcięłam pasek z guzikiem, suwak,  porozpurwałam plisy. Kto by pomyślał, że w jednej spódniczce można zmieścić tyyyyle materiału :) .  A zaznaczę, że materiał jest złożony na pół, czyli jego długość była ponad 2 razy większa niż długość paska :) .Odcięłam tyle materiału, aby było trochę więcej niż długość paska i obszyłam krawędzie, żeby się nie pruło.






Najpierw uszyłam prostokątną tubę, zostawiając miejsce na rozcięcie z tyłu ;) . Później nadawałam jej odpowiednią długość i kształt. Wszyłam suwak, który odprułam na początku i obrobiłam rozcięcie.  O godzinie 4 nad ranem wszyłam pasek :) . Kolejna ołówkowa spódnica gotowa :) Chyba się uzależniłam od tego kroju ;)
Uwielbiam szyć jak mi wszystko gładko idzie, gdyby było tak zawsze, pewnie ten blog zapełniałby się w tempie ekspresowym :) .









Pozdrawiam :)






Konkurs :)


Mój pierwszy łucznikowy konkurs :) Oczywiście trwa już od 10 sierpnia, ale ja- jak to ja zrobiłam swoją sukienkę dwa dni przed jego zakończeniem ;) . https://www.facebook.com/events/194431694021784/
Główne hasło to muzyka, która jak wie chyba każdy, z modą ma wiele wspólnego- wystarczy spojrzeć na ulice, na których niektórzy odzwierciedlają styl muzyczny w swoich stylizacjach.
Na początku wahałam się czy w ogóle wziąć w nim udział… brak czasu i remont skutecznie uniemożliwiały mi dostęp do maszyny, a projekty niektórych osób trochę mnie onieśmielały.
Po przeczytaniu posta na facebooku zaczęłam bezwiednie mazać po kartce patrząc co chwila na stojące na półce pamiątki z Wiednia… z tego mojego „mazania” wyszło coś, co nawet mi się spodobało… ale nie miałam odpowiednich materiałów.






Gdzieś w głębi mojej wyobraźni czaiła się też Kate Winslet w słynnej już sukience Stelli Mccartney na Festiwalu w Wenecji. Jej projektowi zawdzięczam połączenie jasnego koloru wiolonczelki i czarnych boków.







Nazajutrz byłam na mieście, czasu miałam jak na lekarstwo, wszystko załatwiałam biegiem, ale 5 minut w sprawdzonym lumpeksie nie zaszkodzi ;) . Okazało się, ze trafiłam na dzień dostawy- a co za tym idzie, tłum ludzi przerzucał wieszaki. Prawdę mówiąc chyba nigdy nie widziałam tylu ludzi w takim miejscu.
Kupiłam w sumie to co chciałam, dużą, czarną bluzkę i przezroczysty  materiał- apaszkę. Z elastycznej bluzki miała powstać baza, ale gdy zaczęłam ją zwężać stwierdziłam, że na nią mam inny pomysł ; ). Tak więc zostałam z samą apaszką… Zagłębiłam się po raz setny w szafę rodziców i nie zawiodłam się :) . Ta studnia chyba nie ma dna ;) . Dorwałam czarną koszulkę z rękawkiem, której zdjęcia nie mam, bo nożyczki wyprzedziły aparat ;) .







Bazą do sukienki (a jak się później okazało – tuniki ;) ) była zwykła tuba, do której doszyłam z tyłu szeroką gumę pod materiałem.  Przede mną najgorsze… wiolonczela. Jak ją wyciąć, żeby choć trochę ją przypominała… patent z poprzedniego posta okazał się niezastąpiony :) .










Fastryga nr.1 do przyszycia gazetki, wyprucie gazetki,wyprucie fastrygi nr.1, fastryga nr. 2 do przyszycia jasnego materiału, maszyna- krzywo- wypruj!  Moje oczy i kręgosłup zaczęły się buntować… Niewiele brakowało, a oblałabym ten test cierpliwości i rzuciłabym tę kieckę w kąt, ale pod czujnym okiem Pana Mozarta nie mogłam sobie na to pozwolić ;)Po kolejnym maszynowym przeszyciu stwierdziłam, że lepiej chyba nie zrobię i musi tak zostać :P .









Apaszkę przecięłam na pół i złożyłam w taki sposób, żeby prześwit nie był aż tak prześwitujący :) . Doszyłam do górnej części, wycięłam i podszyłam prostokąt w dekolcie.
Na koniec zostały mi tylko „eski”, przyszyłam je ręcznie, bo pomimo, że skórka była bardzo cienka połamałam na niej igłę od maszyny.
















:)